Pisze dlugie listy wszystkiego, co powinno byc zrobione na dwa tygodnie temu. Wyprasowac ciuchy zalegajace po katach. Skleic i wypastowac buty. Wyprac recznie letnie sukienki i wyniesc je do piwnicy, niech czekaja cierpliwie na lepsze czasy. Podlac ogrodek na balkonie, pozmywac naczynia. Te listy splywaja po mnie niewzrusznie, jakbym byla wysmarowana olejem. To raczej nie jest wina jesiennej melancholii. Ani czytanego codziennie w pociagu o szostej rano Remarqua, z ktorego juz dawno przeciez wyroslam. A jednak siegam do torby po kontorowke i zapisuje ostatnie strony w Czarnym Obelisku. I wcale nie jestem blizej odpowiedzi.
środa, 23 października 2013
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Gâteau Marcel
W grudniu zapowiadałam przepis na ten czekoladowy cud, ale w grudniu mi to nie wyszło. Grudzień w ogóle był raczej do niczego. Kończeni...
-
W tym roku święta spędziliśmy z przyjaciółmi w Danii, w towarzystwie polsko-niemiecko-litewsko-marokańskim. Ode mnie był barszcz z uszkami i...
-
Wcale się z Inez nie umawiałyśmy, gdy ona pisała o szyszkowej akcji , a ja planowałam serię sosnowych wpisów w styczniu. Ale ponoć '...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz